Czego szukasz...?

główne menu

BTemplates.com

sobota, 23 marca 2019

ROK NA SUROWO

Rok temu, o tej porze przyszło do mnie coś, co nakierowało mnie na surową dietę.
Impuls.
Intuicja.
Usłyszenie głuchego wołania duszy, która wręcz wrzeszczała i błagała... o zwrócenie na nią uwagi.
I zaczęło się... moje surowo- owocowe szaleństwo.




Pamiętam ten okres, jakby to było wczoraj. Byłam wtedy w okresie gdzieś pomiędzy jedną dietą, a drugą.
Z dziurą w umyśle.
Z depresją w głowie.
Ze schorowanym, opuchniętym, ciężkim ciałem.
Z rozsypanym życiem.
Z niemocą do wstania i umycia zębów.
Na tradycyjnym jedzeniu, z dużą ilością jaj, nabiału, znów naśladując dietę kogoś, komu zazdrościłam. W przerwie pomiędzy 3 latami na weganizmie, a innymi modnymi dietami.
Byłam wtedy przeraźliwie "chora". Śluz spowodowany toną gotowanego jedzenia, nabiału, mięsa, jaj wyłaził każdym możliwym otworem ciała. Kaszel, katar, ból głowy, depresja, płacz, lament i gapienie się w ścianę przez kilka tygodni.
Wstawałam tylko po to, by zjeść kolejną porcję zabijającego "jedzenia", a potem szłam spać... albo płakałam.
Ze złamanym sercem. Z tęsknotą za zmarłym chłopakiem, z tęsknotą za żyjącą "zakazaną miłością". Z całym morzem kompleksów, że ciągle nie jest tak, jak bym chciała. Z wieczną walką ze sobą i swoim ciałem.
Z walką z tatą i Światem dookoła.
Z ogromnym strachem, który blokował, przed zrobieniem czegokolwiek.
Ziarenko właśnie wtedy wykiełkowało. Ziarenko surowego jedzenia, które zostało zasiane już dużo wcześniej, kiedy pierwszy raz natknęłam się na surowe jedzenie, frutarianizm, owoce...
I wtedy myślałam: weganizm spoko, ale jeść tak SAMO SUROWE? To są jacyś idioci. Za dużo, za bardzo, za mocno. To już nie na moje siły. To już jest za wysoki level...
Przyszło właśnie wtedy. W kolejnym martwym punkcie mojego życia. W kolejnym dnie mojego życia.
Jako cud i perspektywa, odmieniająca całe życie.

Po prostu postanowiłam, że spróbuję- bo niczego nie tracę, bo gorzej i tak już nie będzie...
I tak zaczęłam.
I tak się zaczęło zmieniać moje życie.

Wprowadzałam coraz więcej i więcej surowego jedzenia- zaczynając od surowej kolacji, potem śniadanie i na końcu obiad. Jadłam coraz więcej surowego i obserwowałam jak zmienia się moje myślenie, nastrój, ludzie w okół mnie i całe moje życie...
Dzisiaj nie pamiętam czym jest depresja. Nie wiem czym jest nawet smutek.
Przez ten rok zupełnie zmienili się ludzie w moim otoczeniu, znajomi, przyjaciele.
Zupełnie zmieniło się moje podejście do relacji, związków i do siebie.
To, o czym kiedyś tylko czytałam i o czym mówiłam- teraz tym żyję.
W świecie radości i zaufania- do Boskiego stworzenia.


Przez ten rok poznałam tak wiele cudownych ludzi, wspaniałych świetlistych istot, które tak pięknie wprowadziły mnie w ten surowy świat.
Dziękuję za każdego i każdą z nich.
Przez ten rok rozwinęłam się niesamowicie mocno emocjonalnie i duchowo. Zakończyłam spraw, które ciągnęły się za mną przez całe lata. Uwolniłam, ukochałam, wybaczyłam.
I właściwie stałam się chyba inną osobą.

Jeszcze rok temu gapiłam się w ścianę przez kilka tygodni, zapomniałam kim jestem, jadłam mięso i płakałam, czując się niechciana, niekochana i nikomu niepotrzebna.
Żyłam z dnia na dzień bez żadnej nadziei, że cokolwiek mi się uda, bez wiary, bez chęci. Za to ze strachem, wewnętrzną niemocą i poczuciem, że nic mi nie wolno.
Dzisiaj żyję już ponad dwa miesiące na SAMYCH SOKACH i czasem przecieram oczy z niedowierzania jak bardzo Wszechświat oddycha moim każdym krokiem, jak ja nim oddycham...
Czasem po prostu się śmieję ze zdumienia, jakie rzeczy się dzieją...
Dzisiaj czuję jak wróciłam do siebie i z każdym dniem odkrywam w sobie coraz więcej mocy, siły i kobiecości.
Z każdym dniem jestem coraz bardziej wdzięczna za tę opowieść o życiu, która niesie ze sobą tak ogromne pole wyborów.
I wszystko jest tym wyborem.
A to, co wkładamy do ust, ma na prawdę tak ogromne znaczenie.

Bo wszystko niesie ze sobą energię. Wszystko jest wibracją.
Surowy pokarm, to żywa wibracja, Miłość, Światło.
Ugotowane jedzenie jest martwe. Przynosi w nasze życie energię ognia- chaosu, śmierci, bałaganu...

Żywe jedzenie szybko się trawi i nie zalega w naszych jelitach, natomiast ugotowane, szczególnie to pochodzenia zwierzęcego długo zalega, gnije, cuchnie... I bezpośrednio wpływa na nasze myślenie, postrzeganie i życie.. wpływa na całą naszą ŚWIADOMOŚĆ.

Dlatego właśnie tak ważne, by pozbyć się tych wszystkich złogów zalegających w jelitach i wpływających DOKŁADNIE na wszystko.

Mogłabym tak pisać jeszcze długo.
Ale na tym skończę już dziś.
To dopiero początek. Pierwszy krok ku nieskończoności. Jest jeszcze tak wiele do zrobienia...
Ale wiesz za co jestem ABSOLUTNIE najbardziej wdzięczna?
Za to, że przestałam być zazdrosna. Bo to było jak wrzód na dupie. Byłam zazdrosna wiecznie i absolutnie nienawidziłam tego uczucia. Dzisiaj, po ponad dwóch miesiącach na sokach czuję wreszcie, jak tego po prostu nie ma. Zniknęło.
Jedność.
Całość.
Oddech...
...całą miłością, która jest wszystkim, co istnieje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz