Czego szukasz...?

główne menu

BTemplates.com

wtorek, 3 stycznia 2017

Moja przemiana, "metamorfoza", historia...



Hmmm... jak to ze mną było...
Trochę tego przeżyłam... Najpierw duża nadwaga, walka z kilogramami, nawykami i samą sobą by nie jeść..., potem niedowaga, anoreksja, walka z własną głową, samą sobą by zacząć jeść.
Jak to ze mną było...?
Zapraszam do lektury, może w jakiś sposób Cię zainspiruję, natchnę, lub zasieję iskierkę nadziei?





Zapraszam ;)






Jak to wszystko się zaczęło?


Zawsze byłam pulchna, zawsze było mnie dużo, już od przedszkola. Pamiętam jak jadłam wtedy po dwa obiady, bo w przedszkolu i u babci..., zawsze uwielbiałam słodycze i nie ograniczałam ich ilości. Jadłam cukier, mnóstwo cukru i przetworzone jedzenie. Nie przepadałam za warzywami, a kasze i pełnoziarniste produkty w moim domu były po prostu nieobecne. Jadłam to co mi smakowało, lub to do czego się przyzwyczaiłam- cukier.
Kiedy podrosłam i poszłam do szkoły, to jeszcze się pogłębiało. Pamiętam jak wyglądało moje śniadanie- dużo białego chleba z tłustym serem z krowiego mleka.., a kiedy wracałam ze szkoły głodna, to zamiast zjeść normalny obiad, napychałam się słodkimi, przetworzonymi "serkami", białym chlebem, czy oblepionymi w cukrze płatkami z krowim mlekiem. Do tego wszystkiego dochodził brak ruchu i wstyd... wstyd, że mogłabym się spocić, a ktoś by to zobaczył.

Tak mijały lata... a ja wyglądałam jak wyglądałam i choć oczywiście nie byłam zadowolona z tego, to cóż mogłam zrobić? Ludzie zawsze wmawiali mi, że mam taką budowę, że odziedziczyłam to po babciach... wydawało mi się, że tak ma być, że taka już jestem i że to się nie zmieni... więc jadłam.

Pierwsze zmiany


Poszłam do gimnazjum. Zakochałam się. I to tak porządnie... Niesamowite uczucie i pewnie jedyne w życiu. I to był właśnie ten motywator, motywator od którego wszystko się zaczęło.
Powiedziałam sobie wtedy dość.
Zaczęłam biegać, zaczęłam jeść dużo mniej i schudłam, faktycznie schudłam.
Każdego dnia było mnie coraz mniej i byłam z tego niesamowicie dumna. Pamiętam wtedy jak chciałam, żeby cały świat to zobaczył, żeby dostrzegł, docenił, pogratulował i powiedział, że jestem piękna.
Nic takiego się nie stało...
Moje starania nie zostały docenione...
Byłam zdruzgotana, że tyle zrobiłam, a ciągle jest ze mną coś nie tak. Ciągle widziałam winę w sobie, ciągle czułam jaka jestem beznadziejna i nie dość dobra... "jesteś nie dość dobra..."

Dalej...



Nie dawałam za wygraną. Postanowiłam, że się nie poddam. Chudłam. Dalej chudłam...

Pamiętam jeden miesiąc, kiedy nawet nie zauważyłam kiedy, a ubyło mnie bardzo, a ja nawet nie wiedziałam kiedy. Włosy zaczęły wypadać, zaczęły wypadać tak, że w pewnym momencie byłam już praktycznie łysa...,skóra była blada, paznokcie połamane do granic możliwości. I ten wieczny smutek...
To było jak rozpaczliwy krzyk. Rozpaczliwie głuchy krzyk, którego nikt nie słyszał, lub nie chciał słyszeć...
Wiesz co było w tym wszystkim najgorsze? To, że czułam jaka jestem sama.



Pamiętam, że miałam w głowie taką myśl, że nie chcę już chudnąc... ale nie potrafiłam inaczej. Nie potrafiłam włożyć do ust właściwie czegokolwiek... Jadłam trzy łyżki płatków owsianych na wodzie rano, a na obiad gotowane części kalafiora i marchwi...
Brzmi strasznie? Tak było...
Nie potrafiłam sobie poradzić z niczym... Nie miałam siły na nic, wyglądałam jak trup i czułam się jak trup... i ciągle udawałam, ze jest ok.
Najgorsze jest to, że wszyscy w to wierzyli


Jak wygrałam?



Dokładnie pamiętam ten dzień, kiedy postanowiłam, że muszę coś ze sobą zrobić.
Nie mogłam tak dłużej. Po kolejnym poranku we łzach, że wyglądam jak wyglądam i że mam tłuszcz i jednocześnie jestem chuda, postanowiłam, że muszę coś ze sobą zrobić... bo umrę.

Zaczęłam wpychać sobie samej jedzenie praktycznie na siłę. Stopniowo zjadałam coraz więcej i  byłam z siebie dumna, jeśli mi się to udało. Pamiętam doskonale mój pierwszy normalny posiłek...
To było straszne jak wmuszałam w siebie to jedzenie, właściwie nie potrafiłam go normalnie pogryźć... i kiedy skończyłam, to dziwne uczucie ciepła w żołądku...
Nie czułam się dobrze, że to zjadłam, ale wiedziałam, że muszę...
Jadłam, jadłam, jadłam.
Udało się. Znowu potrafiłam jeść...

Dalej...


Powoli wracałam do żywych. Po jakimś czasie moje nogi przestały wyglądać jak zapałki, które się zaraz złamią, a łydki przestały być grubsze od ud. Wróciłam, udało się. Jakoś przeżyłam...

I co dalej?
Trafiłam na niskowęglowodanowe, wysokobiałkowe diety. I to była kolejna zmora. Tkwiłam tutaj przez kilka lat...
Współczesny świat promuje taki właśnie styl odżywiania..., zapominając zupełnie o zdrowiu człowieka.. Wszystkie "fitnesowe góru", słynne trenerki, w których byłam swego czasu bezgranicznie zakochana i patrzyłam na nie jak "w obrazek" taki właśnie styl życia nam proponują, zapominając o faktycznym zdrowiu człowieka i jego naturze.
Minęło sporo czasu zanim zrozumiałam, że tak nie powinno wyglądać moje życie.
Zrozumiałam, że nie chce do końca życia liczyć ile węglowodanów zjadam i czy wystarczy mi białek. Nie chciałam już liczyć kalorii. Nie chciałam być więźniem własnej głowy i ograniczać swojego życia tylko do jedzenia. 
Czułam się jak w labiryncie bez wyjścia, kręcącego się tylko w okół jedzenia, treningów, ciągłej kontroli, walki... i właściwie pustki... ZMĘCZENIA.
Mogłoby się wydawać, że jestem szczęśliwa, że moje życie jest całkiem fajne i poukładane, ale tak na prawdę to było jedno wielkie, udawanie... 
Byłam niesamowicie zmęczona. Starałam się żyć tak, jak świat tego ode mnie oczekiwał, tak jak żyją inni ludzie, słynne trenerki, fitnesski na instagramie, modelki w telewizji...
Ja też tak chciałam, też chciałam tak wyglądać, też chciałam mieć kaloryfer na brzuchu i idealnie gładką skórę... Byłam sfrustrowana, że ciągle mi się to nie udaje i ciągle jest ze mną "coś nie tak"...

Weganizm


I wtedy trafiłam na weganizm. To było jak przypływ sił z nieba... Wydawało mi się to wszystko takie dziwne, obce i dziwne... Jak mogłabym jeść tyle węglowodanów??! Po ciągłym namawianiu przez media, ze należy je ograniczać, bałam się ich panicznie. Myślałam ze przytyje i wierzyłam w to...
Postanowiłam ze spróbuje. Obejrzałam wykłady na temat weganizmu i wiedziałam ze nie wiem jak to zrobię ale nie mogę żyć dłużej w ten sposób. Wiedziałam ze muszę coś z robić. I poczułam ze to właśnie jest droga dla mnie. I tak właśnie zaczął się mój weganizm...
Tutaj wszystko zaczęło się zmieniać. Moje ciało zaczęło zaczęło się zmieniać! a ja zaczęłam czuć się świetnie.
W końcu!!! 


...Tylko, że to znowu nie był koniec...
Znowu, po części zaczęły się swego rodzaju zaburzenia...
Przytyłam.
Okropnie popsuła mi się cera.
Zaczęłam się w pewnym momencie bardzo obżerać...

Czy żałuję tej decyzji?
Oczywiście, że nie.
Weganizm wyprowadził mnie też z panicznego strachu przed węglowodanami. 
Sprawił, że kiedy już pozbyłam się obżarstwa i tak dalej, poznałam dalszą drogę i moją drogę..
Przez to, że przestała bać się tutaj jedzenia, a cały czas ćwiczyłam, udało mi się zbudować większą masę mięśniową (pomińmy to, że również z dużą ilością tłuszczu... ale to się spali ;p)
Weganizm otworzył mi oczy na wiele rzeczy, nauczył nowych smaków, nowego patrzenia na pewne sprawy.
Ale jednocześnie nie czuję się na takiej diecie dobrze.
To po prostu nie jest dla mnie i dzisiaj to wiem.





I wróciłam do domu.
Co potem znów się zmieniło?
W sumie to doszłam do takiego momentu, w którym moja dieta stała się taka, jaka w sumie powinna być od samego początku.
Przestałam jeść samo białko.
Przestałam panicznie bać się węglowodanów.
Przestałam panicznie bać się tłuszczy, czy wchodzić w jakieś ketozy.
Jem zdrowo i tak zwanie "fit".
Założyłam nawet oddzielny profil na Instagramie, tzw typowo "fit", gdzie zaczęłam swoją starą i zarazem absolutnie nową drogę.

I szczerze mówiąc przez dłuższy czas bałam dzielić się tym ze światem ze względu na to, że ludzie lubią oceniać... ale wiesz co? 
Taka jest moja prawda.
Dzielę się na tym blogu, na moim YouTube, Instagramie, Facebooku ogromną częścią mojego życia i z całego serca jestem wdzięczna, że jesteś tutaj.
Jeśli ktoś będzie miał ochotę oceniać, trudno.
Ja jestem tutaj dla ciebie.
Zawsze z sercem na dłoni, ale wejść na głowę sobie nie pozwolę.



Jeśli masz jakieś pytania, chętnie na nie odpowiem, jeśli mogę Ci jakoś pomoc. Pisz śmiało. 
Teraz wiem, ze to wszystko co przeszłam nauczyło mnie bardzo wiele. Nie byłabym ta sama osoba gdyby nie to wszystko.
Teraz czuje jak moje życie zaczyna się układać.
Wszystko będzie dobrze.
Wszystko jest dobrze.

4 komentarze:

  1. Przeczytalam Twoja historie. I chyle czola. Jestes niesamowicie silna psychicznie. Masz wielka wole walki. Smutne, ze nikt Cie nie wspieral tak przynajmniej zintetpretowalam Twoje dotychczadowe zycie. Ale to swiadczy o tym jak Silna jestes Osoba. Sama poradzilas sobie z tak trudnymi zaburzeniami psychicznymi. Znalazlas Sama sile., By szukac Siebie po prostu i walczyc. Powodzenia😊😊😊😊😊 Milosc do Siebie pozwala nam kochac innych i swiat😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo. Przyznam szczerze, że dzięki temu bardzo dużo się nauczyłam.. Nie było łatwo, ale było warto ;)
      pozdrawiam cieplutko

      Usuń
  2. Przeczytalam Twoja historie. I chyle czola. Jestes niesamowicie silna psychicznie. Masz wielka wole walki. Smutne, ze nikt Cie nie wspieral tak przynajmniej zintetpretowalam Twoje dotychczadowe zycie. Ale to swiadczy o tym jak Silna jestes Osoba. Sama poradzilas sobie z tak trudnymi zaburzeniami psychicznymi. Znalazlas Sama sile., By szukac Siebie po prostu i walczyc. Powodzenia😊😊😊😊😊 Milosc do Siebie pozwala nam kochac innych i swiat😊

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj
    Wiesz...
    Zaczynajac to pisać martwię sie ze widnieje tu moj mail ale ... to nic


    Jestem w bardzo podobnym miejscu gdzie i Ty bylas i szukam chyba pomocy - a nawet na pewno


    Cierpie na zaburzenia odżywiania z których bardzo chce sie uwolnić
    Mam ta świadomość - i to juz jest połowa sukcesu - ale to jest tak trudne ... uwolnić sie od tego od kompulsywnego - czesto- jedzenia .

    Bardzo Ci zazdroszczę ze dałaś sobie rade i jestes w tym miejscu.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń