Czego szukasz...?

główne menu

BTemplates.com

środa, 6 września 2017

Szczęście, którego nie da się dogonić... 5 punktów jak to zrobić.

I w momencie, w którym tak strasznie chcesz być szczęśliwa, ale ciągle nie potrafisz.
Ciągle coś jest nie tak.
Ciągle coś nie pasuje.
Ciągle nie jesteś w dość dobrym miejscu, żeby czuć się szczęśliwą...
I znowu coś Ci nie wyszło.

Marzenia, które ciągle pozostają niespełnione...
Szczęście, którego nie da się dogonić...






Jak to jest, że niektórzy ludzie potrafią być szczęśliwi, a drudzy wręcz przeciwnie?

Dzisiaj chcę opowiedzieć Wam kilka moich wniosków wyciągniętych przez lata doświadczeń w poszukiwaniu szczęścia... wniosków wyciągniętych z perspektywy kobiety i młodej dziewczyny...

CO PRZESZKADZA W ZNALEZIENIU SZCZĘŚCIA?


Oto moje 5 punktów.




1. POCZUCIE WŁASNEJ WARTOŚCI



- Dlaczego w sumie nie potrafię być szczęśliwa?
- No bo jestem brzydka, gruba i nic mi nie wychodzi. Jestem beznadziejna i nic nie potrafię skończyć. Moje życie przypomina jedną wielką katastrofę. Wszystko za co się zabieram kończy się szybciej niż się zaczyna...
Nie potrafię być szczęśliwa. Chcę, ale nie potrafię...


Przez lata moja odpowiedź tak wyglądała.

Nienawidziłam swojej nieumijętności działania. Niby robiłam, niby się starałam, a nic z tego nie wychodziło. A jak już wychodziło to się potem psuło.
Bardzo nie lubiłam tego kim jestem, bo miałam wrażenie, że wiecznie jest coś ze mną nie tak. 
Ciągle coś było nie tak. Najmniejszy powód potrafił mnie wyprowadzić z równowagi. Najmniej ważne, głupie zdanie, które sprawiało, że czułam się smutna, przygnębiona...
Najczęściej spowodowane wyglądem.
A raczej jego brakiem... brakiem wpisywania się w aktualny kanon piękna, czy określony schemat.

Przez lata budowałam poczucie własnej wartości na swoim wyglądzie.
Milion diet, ciągłe zmiany wyglądu, wizerunku, stylu. Ciągła pogoń. Ciągłe rozgoryczenia. Wieczna porażka. Znowu płacz. I znowu dupa.
Przez lata czułam się wiecznie smutna, przygnębiona i niechciana. Przez nikogo. Bo przecież nie wyglądam tak, jak on, czy ona by tego ode mnie oczekiwali... no to jak ja mam być szczęśliwa w takim ciele? Jak ja mam myśleć o innych rzeczach? Jak oni mogą mnie polubić?

Bez sensu.

Budowanie własnej wartości na swoim wyglądzie, to jak budowanie domu na pustyni. To się nie uda. Nie wyjdzie. Nawet jak będziesz już ważyć swoje upragnione 55 kg i mieć rozmiar 34. 
Dalej będziesz się czuć tak samo chujowo.
Wiesz czemu?
Bo Twoje ciało, to nie Ty. To nie to kim jesteś, co masz w sercu. To tylko opakowanie.
Wygląd to tylko wygląd, który z resztą jest bardzo ulotny.
Nosiłam chyba każdy możliwy rozmiar w swoim życiu. Od 46 do 34- i w każdym z nich czułam się tak samo chujowo. Wiesz czemu? Bo nie liczyłam się ja- liczył się wygląd.
Czyli zupełnie bez sensu.


Potrafisz sobie powiedzieć "AKCEPTUJĘ SIEBIE."?

Taka akceptacja jest magiczna.
Serio.
Nikt nie wmówi Ci kim jesteś. Nikt nie wmówi Ci jakichś głupot na Twój temat. Ani nikt nie będzie sprawiał, że będziesz ryczeć w poduszkę, bo jesteś nieidealna.
Jesteś idealna bo jesteś sobą.
Czad.


2. WYZNACZNIK SZCZĘŚCIA




- A jak schudnę 20 kg to będę szczęśliwa.
- A jak będę już mieć swoją karierę, to będę szczęśliwa.

A gówno prawda.
Będziesz tak samo chujowo nieszczęśliwa jak teraz. 
Bo znowu będziesz budować swoje szczęście na wyglądzie, no albo na karierze, albo na czymkolwiek innym.

Stawianie sobie takich celów, które mają niby sprawić, że będziesz spełniona i zadowolona no i taka łooooo ale jestem super może i sprawią, że będziesz szczęśliwa, no ale to potrwa chwilę. 
A potem co?
Nic.

Twoje życie istnieje tutaj. Tylko tutaj jest obecna magia. Tylko tutaj jest Twoje życie. I tylko tutaj jesteś ty. Stawiając sobie wiecznie jakieś warunki szczęścia, nigdy tego szczęścia nie znajdziesz, bo tak na prawdę wcale nie będziesz żyć.
Bo żyjąc w przyszłości nie żyjesz w teraźniejszości, nie żyjesz na prawdę. 
No i w sumie to jak by Cię nie było.
Jak masz być szczęśliwa, jak Cię nie ma?

3. NIKT MNIE NIE KOCHA
To jest taki brak poczucia miłości. Dla nikogo nie jesteś ważna, nikt Cię nie kocha. A jak jesteś singielką to już wgl masakra.
Tragedia życia, bo nie masz chłopaka.
Nie.

Nie można być w szczęśliwym związku z kimś, kiedy nie jest się w szczęśliwym związku ze sobą. Nie da się i już.
Jesteś energią, twój przyszły (czy obecny) partner też nią jest. I tylko w momencie, w którym obie te energie są dobre, naładowane miłością, ciepłem, oddaniem i szczęściem, mogą stworzyć coś fajnego. 
A jak się spotkają dwie wygłodniałe miłości, rozgoryczone, smutne, pokrzywdzone i beznadziejne energie, to co wtedy powstanie, no co?
LIPA. DZIADOSTWO. SYF LVL HARD.
No albo spójrzmy inaczej.
Spotykasz kogoś cudnego i z piękną energią, taka dobra i radosną, a Ty jesteś takim dziadostwem, to co myślisz, że On Cię uzdrowi, jakoś naprawi?
Niemożliwe. 
Też powstanie syf.
Syf się rozprzestrzenia.
Nie rób tego.

Dopiero w momencie, w którym absolutnie na maxa i całkowicie szczerze jesteś szczęśliwa sama ze sobą, możesz budować coś z kimś drugim. Bo jak jesteś taką lipą, to nawet jak spotkasz kogoś super to nie będziesz z nim szczęśliwa, a ni on z tobą. A najprawdopodobniej i tak nie będzie Cie chciał.
Faceci lubią silne babki.
(no chodzi mi o taką pewność siebie, wartość, że wiesz kim jesteś, a nie bawisz się w przynieś, wynieś pozamiataj...)
Bądź silną babką!

Kochaj absolutnie całym sercem, bądź oddana i urocza. Ale no stara... miej do siebie szacunek, bo jak ty go nie będziesz mieć, to nikt inny też nie będzie go miał do Ciebie.
Jesteś fajną babką! Pamiętaj o tym ;D

4. WIECZNA OFIARA


No bo ja tyle przeszłam. 
No bo mnie tak życie skrzywdziło.
No bo ja musiałam się tyle wycierpieć i tyle natrudzić.

I ten krzyż, który noszę całe życie.
I to cierpienie, które znoszę.

BLA, BLA, BLA

Teraz jak to piszę to aż mi się śmiać chce z samej siebie.
Zabawna byłam
Ale masakraaa... pamiętam jak bardzo lubiłam kiedyś wyolbrzymiać wszystkie swoje problemy. To jest takie robienie z siebie męczennicy, cierpiętnika...

Często osoby po przejściach mają taką tendencję. Do takiego no wiesz, robienia z siebie "kim to ja nie jestem, ile to ja nie przeżyłam".
I takie stawianie siebie w pozycji ofiary nie jest dobre. Wcale nie jest.
Bo po pierwsze myślisz o sobie ciągle w złym świetle i przyciągasz przez to do siebie jeszcze więcej takiego dziadostwa, 
a po drugie nie pozwalasz sobie na szczęście, bo... nie. Bo ty musisz cierpieć bo to takie szlachetne, bo to sprawia, że twoja samoocena w jakiś sposób się podnosi, bo masz poczucie takiego heroizmu.
no STARA, błagam... nie tędy droga. SERIO.

Nie jesteś ofiarą życia.
Nawet jeśli przytrafiło Ci się pare niefajnych rzeczy, to no cóż stało się. 
Potraktuj to jako lekcję i zapierdalaj dalej ;D
Możesz.
Masz taki obowiązek wręcz.
Serio, starczy użalania ;*


5. BLOKADA, STRACH, UZALEŻNIENIE


No i w sumie to ty się boisz...

Napisałam ostatnio na swoim INSTAGRAMIE:
(masz tam link jak klikniesz na "INSTAGRAMIE" ;P)


"No to masz dwie opcje:
albo przestajesz marzyć i zaczynasz działać, albo żyjesz dalej tak, jak wcześniej i płaczesz w poduszkę raz na jakiś czas... albo cześciej.
Istnieje coś takiego jak strach.
Strach, który zabiera wszystko... strach, przez który nie mamy siły nawet szurać palcem. Strach, który sprawia, że gdy pojawiają się pierwsze efekty, rzucamy wszystkim co udało się osiągnąć.
Usłyszałam kiedyś, że postawiłam na sobie kreskę, sama na sobie.
Usłyszałam, że sama kopię pod sobą dołki i przeskakuje z jednego do drugiego.
TRUE.
To tylko wypowiedziane słowa, o których wiedziałam.
Usłyszałam też że jestem cudowna i zasługuje na wszystko, ale o tym zapomniałam i sama sobie wmówiłam, że zasługuję na niewiele.
Też prawda.
Bo powiem Ci coś.
Płakanie w poduszkę nic nie daje.
Ani wieczne próby, które poparte są wiecznym strachem, lękiem...
Czasem budziłam się w nocy z przerażeniem. Nie mogąc spać, trzęsąc się ze strachu.
Przed czym?
Przed wszystkim.
Przed samą sobą.
Przed miłością.
I powiem Ci coś jeszcze. Przez lata nauczyłam się, że możliwe jest ABSOLUTNIE WSZYSTKO i nie ma takiej mocy, która Cię zatrzyma, jeśli czegoś pragniesz.
Ja swoją kreskę staram się wymazać już od jakiegoś czasu. Idzie, powoli, do przodu, jest lepiej 😄
Wszystko w zasięgu ręki.
Codziennie małe cele.
Codziennie nowe osiągnięcia.
Ja tak mam, a Ty?"



Strach zabija. Mnie zabijał przez lata.
To był strach, wstyd. Potem uzależnienie od tego i tego. Takie absolutnie masakryczne, toksyczne połączenie.
Za każdym razem kiedy coś mi się udawało, to się poddawałam, bo jeszcze serio by mi się udało osiągnąć jakieś marzenie, czy coś.
Strach który podcinał skrzydła.
Strach który sprawiał, że nie byłam sobą, bo bałam się co ktoś sobie o mnie pomyśli, jak będzie reagował, kiedy będę prawdziwą sobą... a co jeśli mnie znielubi?


Ale coś Ci powiem.
Jak się będziesz bała, że ktoś Cię nie będzie lubił, jeśli Cię pozna, jeśli się będziesz bała otworzyć, bo się będziesz bała, że Cię ktoś odrzuci- to sama siebie spisujesz na niepowodzenie właśnie w tym momencie.
Nie ma możliwości budowania prawdziwych relacji z innymi ludźmi, kiedy nie jesteś w nich sobą.
Albo to będzie chujowa i nic nie warta relacja, albo się skńoczy szybciej niż się zaczęła... albo będzie takie trwanie w nicości, a na pewno nie w tym, co byś chciała.

Strach zabija przed podjęciem działania.
Wstyd zabija przed byciem sobą.
A oba są ze sobą połączone...


Ale na ten temat będzie jeszcze post.
SOON.


Na ten moment wystarczy...
Jeśli wytrwałaś do końca, to moje serce teraz jest całe różowe z radości... (no bo wiesz przecież, że kocham różowy ;p)

Ściskam Cię dzisiaj z całych sił i zapraszam na film na ten sam temat.
Wideo masz tutaj:






Całuję! ;***
Ola

2 komentarze: